Translate

wtorek, 3 września 2013

nie taki Hindus straszny, jak go malują

         Podążając za UWC values i innymi takimi, MUWCI już w ciągu pierwszego tygodnia wyrzuciła nas za drzwi. W ciągu drugiego - dwa razy. Post ten zostanie więc poświęcony Hinduskiej duszy oraz tak fundamentalnym sprawom, jak kupowanie kurtyn oraz dlaczego szlag trafia Polaka, gdy przychodzi mu jeździć rikszą z Latynosami.

Internet Hill, credits to Alvaro Guerra

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

riksze, krowy i błotne gacie

             Bombaj przywitał nas czterdziestoma stopniami wewnątrz lotniska, zapachem, który europejczyk definiuje jako Lays'y o smaku zielonej cebulki oraz spojrzeniami zaciekawionych twarzy w me niebieskie jak opakowanie Oreo oczy (albo po prostu gapili się na niewyspane i brudne stworzenie). Po godzinnym poszukiwaniu bagażu znalazłyśmy się w końcu w ramionach osoby, która zabrała nas do busa, co oznaczało początek szalonej jak "Randka w ciemno" przygody.


niedziela, 18 sierpnia 2013

dwa kilogramy wspomnienia o Europie

     Po rytualnym pożegnaniu z Ojczyzną, na który składało się uroczyste oddanie karty stałego klienta do najulubieńszej knajpy z żarciem oraz przekazanie nieużytego biletu komunikacji miejskiej, nadszedł czas na pakowanie. Chociaż może nas zdziwić, że do walizki nie zmieści się cała szafa, a 23 kilogramy rejestrowanego bagażu to tak bardzo nic, to warto poddać się tylko i wyłącznie pakowniczemu flow, a nie depresji, że nie zabierze się 12 par butów.
       

wtorek, 6 sierpnia 2013

Spis inwentarza

       W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym odczuwa on przemożną chęć gruntownego posprzątania swych czterech ścian. Czasami myli się ten stan z żółtą febrą, wirusem ze Schmallenbergu (eeeeeeee makarena!) lub tropikalną spastyczną paraperezą, ale w przynajmniej 17,3% przypadków jest to zwyczajne limfocytarne zapalenie splotu naczyniówkowego i opon mózgowych, którego jednym z mniej znanych objawów jest właśnie nagła potrzeba nie-posiadania syfu w swoim pokoju. Dopadło to i mnie, tym bardziej, że wszyscy powtarzają mi "Ty do Polszy już nie wrócisz", więc nie mogę zostawić bliskim takiej przyjemności, jak ścieranie moich kurzów, które łapią moje śmieci, aby nie mieli o mnie jeszcze lepszej opinii.



piątek, 19 lipca 2013

Migracje wewnętrzne krótkotrwałe

          Był poradnik wizowy dla opornych, a w tej notce przedstawię po krótce, czego wystrzegać się (lub też nie) przy kupowaniu biletów lotniczych, które pozwolą poruszać Wam się wewnątrz Indii. Po Reunion polskiego UWC (fota:)



   poczułam już indyjskie flow i uznałam że najwyższy to czas, by ogarniać swą egzystencję w tym kraju Kwitnącego Gangesu. Co z tego, ze nie mam jeszcze nawet walizki; pierwsze na liście priorytetów było załatwienie sobie łóżka na pięciodniowy exeat w związku ze świętem Diwali (1.-5. listopada). Długo łóżka nie musiałam szukać; to łóżko znalazło mnie, a w związku z tym, że ponad miliardowe społeczeństwo podejmuje się wtedy bardzo licznych migracji wewnętrznych krótkotrwałych (pojęcie powstało prawdopodobnie na potrzeby posta), a ceny biletów na połączenia wykonywane w tym czasie nawet jako first-second są drogie (a 19. lipca to już przecież prawie-Diwali), to bilet należało kupić na tzw. zapalenie gardła. Była to wspaniała lekcja życia, którą z przyjemnością się z Wami podzielę.

wtorek, 9 lipca 2013

I FOiOK

        Przez ostatnie dwa dni w Krakowie nad Wisłą odbywał się I Festiwal Oscypka i Obwarzanka Krakowskiego (oficjalna nazwa nieoficjalnego reunionu uczniów Mahindry) - alternatywa wystarczająco hipsterska dla tych, którzy zmęczeni są mainstreamem Open'era i chcą spróbować w swoim życiu czegoś naprawdę szalonego. Jedzenie oscypków na czas i konieczność wyboru rodzaju krakowskiego przysmaku w mniej niż 10 sekund to tylko jedne z propozycji, które umilają nam czas w Krk. W tym roku w I FOiOK wzięły udział dwie osoby, co potwierdza nadzwyczajną hipsteriadę. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

konsternacja akcja biurokracja - taka sytuacja

        To, co naprawdę kocham to Kielce, sałatka Colesław i biurokracja - dlatego na wieść o tym, że Republika Indii wymaga posiadania wizy, ucieszyłam się jak dziecko na widok Buki z „Muminków”. Nie mogłam się doczekać – elektroniczne formy, ganianie po notariuszach, proszenie się o różne papiery osoby, która siedzi przy biurku i (pewnie) macha klapkiem Kubota ponad dziewięć tysięcy kilometrów ode mnie. To wszystko sprawia, że proces wizowy jest niemal tak przyjemny, jak kąpiel w Wiśle tuż po zniesieniu stanu powodziowego. Nie można być egoistą – dlatego chcę się podzielić z Wami tym, jak urocze były wybrane kroki ubiegania się o wizę. Jedni po prostu zaczną płonąć z zazdrości, a innym może się to przydać w przyszłości (tu mam na myśli m.in. mojego ewentualnego pierwszorocznego, o ile Bozia i TSZŚ mi go ześlą).

sobota, 29 czerwca 2013

Cały Ganges łez oraz przeżyć własną stypę



Myśl, że jedziesz właśnie na niespodziankowo-osiemnasteczkową imprezę jako jeden z organizatorów.

        Niech na miejscu okaże się, że czeka na Ciebie blisko sześćdziesiąt osób, które od trzech miesięcy ogarniały ten pożegnalno-urodzinowy melanż. Konspiracja i zaskoczenie życia, już nigdy im w nic nie uwierzę <3

       Byli wszyscy - moja klasa, przyjaciele z dzieciństwa i gimnazjum, ludzie z Wałbrzycha, teatru. Pojawiło się też kilka osób, których (wcześniej) nie znałam, ale "wcześniej" to jest słowo klucz :D
Zostałam oblana tak ogromną dawką miłości, że podejrzewam, że wystarczy mi nie tylko na okres pobytu w Indiach, ale też na gap year i uniwersytet. Największym plusem całości było oczywiście to, że wszyscy ważni dla mnie ludzie zgromadzili się w jednym miejscu - często nie znając siebie nawzajem, zorganizowali dla mnie melanż ostateczny. Ale oprócz tego dostałam cudowne prezenty, które już czekają, by spakować je do walizki.

wtorek, 25 czerwca 2013

Gotowi, do startu, start!

          U Machulskiego w "Ile waży koń trojański?" Zosia przenosi się do zupełnie innej rzeczywistości. Ja co prawda nie będę korzystać z maszyny czasu, ale moje położenie geograficzne drastycznie się zmieni. Stąd nazwa bloga (dzięki, Misia!), w którym będę wylewać swoje (głównie) radości i (w mniejszości) żale w związku z pobytem w Indiach: bo leń ze mnie okropny i w megalomańskiej zadumie uznałam, że cały polskojęzyczny znany mi świat będzie zachwycony perspektywą czytania o mych przygodach i już nie może się doczekać tak wspaniałej rozrywki, tak więc zaspokoję wszystkich za jednym zamachem - opisując je tutaj. No i będzie pamiątka dla mnie, fajnie wrócić do wspomnień sprzed epok.