Translate

piątek, 19 lipca 2013

Migracje wewnętrzne krótkotrwałe

          Był poradnik wizowy dla opornych, a w tej notce przedstawię po krótce, czego wystrzegać się (lub też nie) przy kupowaniu biletów lotniczych, które pozwolą poruszać Wam się wewnątrz Indii. Po Reunion polskiego UWC (fota:)



   poczułam już indyjskie flow i uznałam że najwyższy to czas, by ogarniać swą egzystencję w tym kraju Kwitnącego Gangesu. Co z tego, ze nie mam jeszcze nawet walizki; pierwsze na liście priorytetów było załatwienie sobie łóżka na pięciodniowy exeat w związku ze świętem Diwali (1.-5. listopada). Długo łóżka nie musiałam szukać; to łóżko znalazło mnie, a w związku z tym, że ponad miliardowe społeczeństwo podejmuje się wtedy bardzo licznych migracji wewnętrznych krótkotrwałych (pojęcie powstało prawdopodobnie na potrzeby posta), a ceny biletów na połączenia wykonywane w tym czasie nawet jako first-second są drogie (a 19. lipca to już przecież prawie-Diwali), to bilet należało kupić na tzw. zapalenie gardła. Była to wspaniała lekcja życia, którą z przyjemnością się z Wami podzielę.

wtorek, 9 lipca 2013

I FOiOK

        Przez ostatnie dwa dni w Krakowie nad Wisłą odbywał się I Festiwal Oscypka i Obwarzanka Krakowskiego (oficjalna nazwa nieoficjalnego reunionu uczniów Mahindry) - alternatywa wystarczająco hipsterska dla tych, którzy zmęczeni są mainstreamem Open'era i chcą spróbować w swoim życiu czegoś naprawdę szalonego. Jedzenie oscypków na czas i konieczność wyboru rodzaju krakowskiego przysmaku w mniej niż 10 sekund to tylko jedne z propozycji, które umilają nam czas w Krk. W tym roku w I FOiOK wzięły udział dwie osoby, co potwierdza nadzwyczajną hipsteriadę. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

konsternacja akcja biurokracja - taka sytuacja

        To, co naprawdę kocham to Kielce, sałatka Colesław i biurokracja - dlatego na wieść o tym, że Republika Indii wymaga posiadania wizy, ucieszyłam się jak dziecko na widok Buki z „Muminków”. Nie mogłam się doczekać – elektroniczne formy, ganianie po notariuszach, proszenie się o różne papiery osoby, która siedzi przy biurku i (pewnie) macha klapkiem Kubota ponad dziewięć tysięcy kilometrów ode mnie. To wszystko sprawia, że proces wizowy jest niemal tak przyjemny, jak kąpiel w Wiśle tuż po zniesieniu stanu powodziowego. Nie można być egoistą – dlatego chcę się podzielić z Wami tym, jak urocze były wybrane kroki ubiegania się o wizę. Jedni po prostu zaczną płonąć z zazdrości, a innym może się to przydać w przyszłości (tu mam na myśli m.in. mojego ewentualnego pierwszorocznego, o ile Bozia i TSZŚ mi go ześlą).