W życiu każdego człowieka nadchodzi moment, w którym odczuwa on przemożną chęć gruntownego posprzątania swych czterech ścian. Czasami myli się ten stan z żółtą febrą, wirusem ze Schmallenbergu (eeeeeeee makarena!) lub tropikalną spastyczną paraperezą, ale w przynajmniej 17,3% przypadków jest to zwyczajne limfocytarne zapalenie splotu naczyniówkowego i opon mózgowych, którego jednym z mniej znanych objawów jest właśnie nagła potrzeba nie-posiadania syfu w swoim pokoju. Dopadło to i mnie, tym bardziej, że wszyscy powtarzają mi "Ty do Polszy już nie wrócisz", więc nie mogę zostawić bliskim takiej przyjemności, jak ścieranie moich kurzów, które łapią moje śmieci, aby nie mieli o mnie jeszcze lepszej opinii.
Podczas wielkiego sprzątania (pakowania połowy rzeczy do kartonowych pudeł i wyrzucania drugiej połowy) znalazłam parę niepokojąco-dziwnych drobiazgów, które naskładały się przez te długie niczym Chiński Mur lata, a na które wcześniej nie chciało mi się zwracać uwagi. Oto niektóre z nich:
- książka o hormonach napisana po czesku
- dwa kubki ze Starbunia udające jeden kubek
- pocztówki z Warszawy z roku '78 w liczbie: 4
- pól kilograma gliny garncarskiej
- karta rowerowa koleżanki z podstawówki
- muszelki szumiące w liczbie: 21 oraz muszle typu "zwyczajne" w liczbie: 57
- piracka płyta "High School Musical 2"
- przypinki weselne w liczbie: 4
- opakowanie po słodyczach z Krakowskiego Kredensu zajmujące honorowe miejsce na komodzie
- psychodeliczne gipsowe dłonie w kolorze srebrnym i złotym w liczbie: 6
Modne ostatnio foteczki "bifor end after":
Tuż po zrobieniu porządku (pierwszy raz od, przypuszczam, trzech lat) złapała mnie chwila sentymentalnej zadumy, ale szybko mi przeszło, bo na Diskawerze zaczynała się nowa Chirurgia Otyłości, a zaraz po niej na Animalu - Zaklinacz Psów.
A do Indii kupione już wszystko, a wśród najważniejszych i najniezbędniejszych rzeczy m.in. stos osobliwych koszulek z lumpa, fast-killer na robactwo, piękny egzemplarz "Ogniem i mieczem" na długie zimowe wieczory i 100-litrowy plecak na krótkie wędrówki. Batalię z pakowaniem i upychaniem całego życia w 31-kilogramowy bagaż opiszę w następnym poście, xoxo, buźka, hag n kissys!
coś ty zrobiła z pokojem. :( już nigdy nie zagram na skrzypcach, zraniłaś moje uczucia, którymi darzyłam twój pokój [*]
OdpowiedzUsuńmmm ale Ty nie grasz na skrzypcach
Usuń