Translate

wtorek, 25 lutego 2014

Unikając ekscytacji

Kiedy w Indiach zima szaleje i hula bezkarnie:


Uczniowie szukają ratunku i pociechy w tak marnych przyjemnościach, jak kąpiele w basenie, opalanko czy sączenie Coca-Coli w cenie jednego złotego za pół litra. Do tego wszystkiego, coraz więcej nauczycieli odwołuje lekcje z powodu egzaminów naszych drugorocznych, więc zdarza się nierzadko, iż mam - nie dość, że dwie lekcje dziennie - to jeszcze na dwunastą. Aby nie myśleć jak wielki ból sprawia mi nie chodzenie na lekcje, śpię nieprzerwanie, by przetrzymać jakoś ten dramat.


Idź do UWC, mówili. Będzie ciężko, mówili. I mieli rację.

Na pocieszenie jednak przychodzi program IB, który swoimi wymaganiami i pracami zaliczeniowymi sygnowanymi tajemniczymi skrótami jak EE, IA, ToK czy PlLab wyciąga nas z odmętów smutku i żalu. Całe szczęście, że wolny czas dany mi przez niektórych nauczycieli mogę wykorzystać na obliczanie ile sól mineralnych jest w jeziorku za płotem.


Oprócz pocieszenia jakim jest program IB, całe szczęście mam też jedzenie w szkolnej cafeterii. Jest to element, który pozwala nam wszystkim zachować stabilizację emocjonalną - Sodexo dba o nasze nerwy i pomaga nam unikać ekscytacji. 

Jak się to dzieje? Otóż posiłki zdarzają się cztery razy dziennie. Weźmy na przykład śniadanie. Gdyby codziennie serwowano inny dżem, prawdopodobnie nie mogłabym zasnąć poprzedzającym wieczorem myśląc: JAKI DŻEM DOSTANIEMY JUTRO? Od czasu do czasu funduje się nam dreszczyk emocji anonsując, iż następnego dnia zostaną podane naleśniki z syropem klonowym. I oto biegnę o siódmej rano w maratonie prześcigając moich kolegów - biegnę już pół godziny przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, żeby móc cieszyć się smakiem waniliowej podeszwy, pójść na psychologię a potem wrócić do caf na przerwę śniadaniową. Biegnę, kuszona delikatnym zapachem tego małego okrągłego cuda. Rezultatem tej ekscytacji jest zadyszka, atak nerwobóli, nadmierne pragnienie i bezsenność. I oto na miejscu okazuje się, że owszem, jest syrop klonowy, ale bez naleśników. A jeszcze później okazuje się, że to wcale nie był syrop klonowy, tylko syrop z cukrem i jakąś glukozą dodaną, by był klejący.

I tak element stałości gości w naszym życiu - nie będę wspominała już o obiedzie czy kolacji. Bo na początku jest to świetna zabawa; wszystkie nazwy dań są w hindi więc siedzisz tylko i kopiujesz te dziwne hasła do Google Image, żeby zobaczyć jak to wygląda. A potem już nawet nie sprawdzasz co to Ci się przytrafi na talerzu tego wieczora, po układzie spółgłosek możesz rozpoznać, jak bardzo podane danie (nie) przypadnie Ci do gustu.

Kiedy wewnątrz szkoły panuje spokój ducha, na zewnątrz czyhają na nas wielkie niewiadome i ogromne pułapki. Idąc do restauracji prosisz o nie-ostre jedzenie i kelner zgadza się z pobłażliwym uśmieszkiem, widząc Twoją białą skórę, A TU HECA, dla żartu przynosi Ci podwójną ilość chilli w kurczaku i wszyscy się świetnie bawią widząc jak umierasz pod stołem i masz omamy bynajmniej nie z powodu przedawkowania alkoholu.

Innym przykładem urozmaicenia życia są podatki. Hasło to powinno przywołać Wam uśmiech na twarzy albo conajmniej odruch wymiotny - tym bardziej, jeżeli doświadczyliście tego w Indiach. Czytasz w menu że Twój ulubiony kabaczek kosztuje Rs 300? ŚWIETNIE, bo informację o podatkach dostajesz zawsze po fakcie zakupu i zamiast Rs 300 wydajesz Rs 500.

Takie to rozmaitości czekają nas tu i ówdzie, a już w następnym odcinku: jak podróżować po Indiach.
Yo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz