To,
co naprawdę kocham to Kielce, sałatka Colesław i biurokracja - dlatego na wieść
o tym, że Republika Indii wymaga posiadania wizy, ucieszyłam się jak dziecko na
widok Buki z „Muminków”. Nie mogłam się doczekać – elektroniczne formy,
ganianie po notariuszach, proszenie się o różne papiery osoby, która siedzi
przy biurku i (pewnie) macha klapkiem Kubota ponad dziewięć tysięcy kilometrów
ode mnie. To wszystko sprawia, że proces wizowy jest niemal tak przyjemny, jak
kąpiel w Wiśle tuż po zniesieniu stanu powodziowego. Nie można być egoistą –
dlatego chcę się podzielić z Wami tym, jak urocze były wybrane kroki ubiegania
się o wizę. Jedni po prostu zaczną płonąć z zazdrości, a innym może się to
przydać w przyszłości (tu mam na myśli m.in. mojego ewentualnego
pierwszorocznego, o ile Bozia i TSZŚ mi go ześlą).
Uno)
Staramy się zaprzyjaźnić z paniami w biurze wizowym. Na początek dobra będzie
gra, która przełamie lody. Ja proponuję zabawę, podczas której wspólnie
podejmiecie próbę definicji pojęcia „małe dziecko” – Ty i wszystkie panie w
biurze. Absencja chociaż jednej z nich będzie niekorzystna dla dalszego rozwoju
wydarzeń, bowiem okazuje się, że dla pani X „małe dziecko” to siusiumajtek w
wieku do 10 lat, ale już pani Z uzna, że siedemnastoletnia osoba także zaliczy się
do tej grupy wiekowej. Ważne jest więc, by na początku Waszej wspólnej przygody
dojść do porozumienia – w przeciwny wypadku (i jeżeli akurat dodzwonisz się do
pani Z) będziesz musiał/a tłumaczyć na angielski dziwne zgody, oświadczenia i
deklaracje, spędzić dzień cały u notariusza (jedynym pocieszeniem było jego
całkiem śmieszne imię wymalowane na połowie korytarza) i zostawić u niego
trochę hajsu.
Due)
Jaki dokładnie zestaw dokumentów
potrzebuję, jeżeli jestem w takim wieku, jadę do tej szkoły i na tyle lat?
To
bardzo ważne pytanie, które zadajemy z uporem maniaka dzwoniąc pod każdy
możliwy numer podany na stronie biura wizowego. Wcześniej: robimy sobie
obszerną tabelkę, w której zapisywać będziemy rezultaty. Po lewej: rodzaje
dokumentów (uzupełniamy tę część w trakcie rozmów, dlatego warto mieć zestaw
głośnomówiący. Jeżeli rodzaj papieru pojawi się parokrotnie: zapisujemy go
tylko raz), po prawej: szereg okienek, gdzie będziemy mogli wpisywać znaki „+”-
potrzebne oraz „-” – niepotrzebne (ale to już po zakończeniu wszystkich
konwersacji telefonicznych). Następnie na podstawie statystyk ustalamy, które
dokumenty będą potrzebne w istocie. Sprawdzony i zupełnie nieskuteczny sposób
znajduje się poniżej:
- od
5 plusów wzwyż: papier potrzebny na pewno.
- od
3 do 5 plusów: istnieje prawdopodobieństwo, że ambasada może się gniewać za
jego brak.
- 2
plusy: Spróbuj załatwić, ale nie histeryzuj, jeśli pojedziesz bez niego do
Stolycy.
- 1
plus: prawdopodobnie pani, z którą rozmawiałaś/eś, miała na myśli inny rodzaj
wizy.
Podsumujcie
tabelkę i w rezultacie weźcie wszystkie rodzaje dokumentów wymienione przez
pracowników biura (nawet legitymację marynarza), bowiem na miejscu okaże się,
że dokument, któremu przyznany został jeden plus to najważniejsza część wniosku
wizowego.
Tre)
Sprawdźcie, czy Wasza paszportowa foteczka, na której wyglądacie jak
pączek-morderca, ma wymiary zgodne z ustaleniami Soboru Trydenckiego,
Konfederacji Barskiej i Targowickiej oraz Unii Lubelskiej. Nie przejmujcie się,
że pole, w które należy wkleić foteczkę wydaje Wam się podejrzane – to zupełnie
naturalne: tak, jakby ktoś kazał Wam przecisnąć przestrzenny kwadrat przez
okrągłą dziurę.
Quattro)
Elektroniczny wniosek wizowy będzie próbował Wam wmówić, że Wasi dziadkowie są
lub byli związani w jakiś sposób z Pakistanem. Za każdym razem, kiedy wracacie
do wypełniania częściowo uzupełnionej formy, spostrzeżecie, że system zmienił
Waszą odpowiedź na pytanie o powinowactwo z tym krajem na pozytywną. Staramy
się przekonać wniosek, ze wcale tak nie jest i podczas spokojnej rozmowy
prezentujemy drzewo genealogiczne. Nie ma tu z czego śmichać, bo to
nieprzyjemna sprawa, ale warto pilnować tej kolumny.
Cinque)
Nie bójcie się tego, że na miejscu – już w biurze – poczujecie, że mimo braku
powietrza do oddychania i trzydziestu pięciu stopni wewnątrz, chcecie spędzić
tam jak najwięcej czasu. Dlatego poproście panią urzędnik, która przyjmie Wasz
wniosek, by przy Was sprawdziła, czy jest on kompletny, czy nie trzeba czegoś
dowieźć i czy czegoś nie brakuje. A także – czy jest kompletny. Pani nie od
razu spostrzeże się, że to tylko wymówka, by spędzić więcej czasu w
pomieszczeniu bez jakiejkolwiek cyrkulacji powietrza i braku otwartych okien,
bo po kilku sekundach wertowania Waszego wniosku z miną, jakbyście proponowali
potrawkę z jej kota, odprawi Was z kwitkiem.
Sei)
Jednak na tym nie skończy się Wasza piękna przygoda z procesem wizowym. Tę wizę
trzeba jeszcze dostać. Nikt przecież nie cieszy się nudą – dlatego ambasada
wychodzi tym preferencjom naprzeciw i lubi robić swym petentom niespodzianki.
Aplikowałeś na wizę dwudziestoczteromiesięczną wielokrotnego przekroczenia
granicy? A TO HECA! Bo właśnie otrzymałeś wizę trzymiesięczną dwukrotnego
przekroczenia. Nie możesz się odwołać, a ambasada nie ma obowiązku się
tłumaczyć. ALE BEKA!
A całkiem na poważnie – tutaj marudzę, jakie to
okropne i paskudne, ale tak naprawdę strasznie jaram się tym, że mam możliwość
posiadania takich problemów. To straszna frajda ubiegać się o to wszystko,
załatwiać jakieś dziwne rzeczy i oświadczenia, mówić u notariusza „a, bo
wyjeżdżam do szkoły do Indii”. Pół roku temu dałabym się za to pokroić, jestem
pewna, że sporo ludzi dałoby się o to pokroić, dlatego uważam się za naprawdę
wielką szczęściarę. Fajnie mieć takie problemy.
W drugim roku już się nie będziesz tymi problemami jarać ani trochę - ale ciesz się, dziecko, póki możesz :D
OdpowiedzUsuńjestem szczwanym lisem i poprosiłam szkołę o list do ambasady z prośbą o wizę 24-miesięczną, mam nadzieję, że o ten jeden problem będzie mniej huehue :> jak wiza odpadnie to właściwie 80% biurokracji za mną! (nie pytaj, jak to obliczyłam)
Usuń